Na trzęsących się nogach wyszłam
z autobusu i dołączam do grupki czekających uczniów. Wszyscy są podekscytowani
i poruszeni. Przycupnęłam na boku, obrzucając
okolice spojrzeniem. Niczego szczególnego nie zauważam. Wokół
rozpościerają się pola uprawne i łąki. Gdzie nie gdzie rośnie karłowate,
pojedyncze drzewo. Centrum tego jałowego
miejsca stanowił ten las. Jest mroczny a zarazem żywy niemal jak ludzka istota.
Drzewa są wysokie a ich gałęzie wiją się jak macki, które mkną ku słońcu jakby
chciały je dosięgnąć swoimi drewnianymi palcami. Mogę przysiąść, że by to
zrobiły, gdyby nie fakt, że Ognista Kula znajduje się wiele lat świetlnych od
Ziemi. Moje rozmyślania, przerywa głos Kakashi’ego:
-Drużyna siódma idziemy. – mówi i
kieruje się wąską drużką biegnącą wokół lasu.
Zauważyłam Naruto wraz z Sasuke idących za Hatake, więc nie mając innego
wyjścia podążyłam za nimi. Trawa cicho chrzęści pod moimi stopami, gdy kroczę
żwawo przed siebie. Jeszcze przez chwilę
słyszę przytłumione rozmowy uczniów, po czym nagle wszystko ucichło. Milczę,
wsłuchana w rytm własnego serca i kroków mężczyzn.
Idziemy długo biorąc pod uwagę
drogę jaką przebyło słońce na niebieskoskłonie. Zapowiadało się południe.
Powoli tracę cierpliwość i jakiekolwiek chęci. Szarowłosy staje przy siatce okalającej las i uśmiecha
się pod maską w naszym kierunku. Milczę i czekałam na wyjaśnienia. Czarnooki
bez słowa wyciąga przed siebie dłoń, na której spoczywa zwój.
-Zasady są proste. Macie dotrzeć
do celu i nie pozwolić, aby ktoś zabrał wam zwój. – Uchiha podchodzi do sensei
i odbiera zwój chowając go do tylnej kieszeni.
-Muszę wypuścić was o 12.40 więc
trochę poczekacie. – zwraca się w stronę Uzumaki’ego. Blondyn kiwa głową, lecz nie wygląda na
przekonanego.
Czas płynie powoli, zbyt powoli.
Siedzę na trawie i patrzę na pokryte mchem gałęzie drzew. Musi być to stary
las. Słyszę szczęk łańcuchów, które z głośnym łomotem padają na ziemię. Odwracam
wzrok i patrzę jak Kakashi’ego otwiera
zardzewiałą furtkę. Wstaje i czuje jak żołądek
podchodzi mi do gardła. Przełykam ślinę. Jest lepiej, trochę. Chłopaki stoją, napięci a zarazem
podekscytowani.
-Powinienem wam życzyć szczęścia.
– mówi mężczyzna i patrzy na las. – Powodzenia. – Wszyscy troje wkraczamy na
nieznany teren.
Pierwsze co czuje to przenikliwy
chłód. Lekko drżę mimo, że ubrałam bluzę z długim rękawem.
-Chodźmy –rzuca brunet .
Chłopaki poruszają się
zadziwiająco szybko i maszerują żwawo przez gęste kępy trawy. Wlokę się za nimi
chcąc dotrzymać im kroku. Nie jest to łatwe. Już bolą mnie nogi. Nie przywykłam
do tak żmudnej wędrówki. Idę i rozglądam się wokół. Drzewa, które rosną w tej
części lasu są wysokie i smukłe. Niektóre z nich są porośnięte mchem. Unoszę
wzrok i patrzę na rozłożyste korony drzew. Nieopodal krzyczy ptak. Wzdycham.
Idziemy i milczymy. Czarnooki bacznie obserwuje pobliskie otoczenie. Niebieskooki
też jest czujny. A ja patrzę na czubki własnych butów i zastanawiam się, kiedy
zatrzymamy się na odpoczynek. Żałują, że ubrałam nowe adidasy. Strasznie bolą
mnie palce i zapewne zdobędę kilka odcisków. Sasuke gwałtownie staje. O mało na niego nie wpadam. Odsuwam się i rozglądam wokół, trochę
przestraszona. Uchiha stoi napięty niczym struna. Stoi, milczy, słucha. Cicho
wzdycha.
-Tutaj rozbijemy obóz. – mówi. Uzumaki
kiwa głową. – Naruto ty pójdziesz na lewo. – Blondyn bez słowa znika w zaroślach.
- A ty Sakura przynieś drewno na ognisko. – Marszczę brwi lecz nie mówię nic. Kiwam głową i idę szukać suchych patyków.
Zapowiada się ciekawie.
Siedzimy przy ognisku, wsłuchani
w śpiew cykad. Powoli zapada zmrok. Na atramentowym niebie pojawiają się
gwiazdy. Żuje jagody, które Naruto znalazł w lesie. Smakują jak guma. Z trudem
przełykam kolejną porcję. Sięgam po następne, chcąc napełnić brzuch. Siedzimy w
ciszy, wsłuchani w odgłosy palonego drewna. Czuje, że morzy mnie sen. Powieki
powoli opadają. Potrząsam głową, lecz nic z tego.
-Idź spać. – odzywa się Uzumaki.
– My z chęciom jeszcze posiedzimy. – Patrzę na bruneta, który lekko się krzywi.
-Dziękuję. – mówię i wstaje.
Odchodzę na bok i układam się na trawie. Nie mam koca, więc to musi wystarczyć.
Trawa jest miękka niczym puch i szybko zasypiam.
Wstaje zbyt późno i ominęło mnie
śniadanie, które składało się z podejrzanych grzybów. Dobrze, że zaspałam.
Wyruszamy niemal natychmiast. Nie mam
czasu na poranną toaletę. Idziemy przez zarośla i dzikie kępy trawy. W miarę
upływu odległości otoczenie zmienia się nie do poznania. Drzewa są krepę i karłowate. Niektóre z nich
pozbawione kory a także liści. I jest ciemniej. Nie czuje się dobrze. Zarośla
cicho szeleszczą choć nie ma wiatru. Co jakiś czas słyszę odgłos łamiącej się
gałęzi. Czuję jak włoski na karku uniosły mi się nieznacznie do góry. Idę coraz
wolniej i potykam się o wystające korzenie. Jest gorąco, za gorąco. Staje i
nurkuje w krzakach. Wymiotuje. Mija pięć minut i mi przechodzi. Podnoszę się i
usta wycieram wierzchem dłoni. Nogi mi drżą. Głośno oddycham. Odwracam się i
zauważam blondyna. Stoi nieopodal, zaniepokojony. Uśmiecham się i wychodzi z
tego grymas. Chłopak bez słowa podaje mi butelkę wody. Upijam łyk i czuje w
gardle obrzydliwy posmak owoców. Znów mam ochotę wymiotować. Wypluwam wodę.
Powtarzam tą czynność kilka razy, aż mi przechodzi.
-Dziękuję. –oddaje butelkę z wodą
już prawie pustą. Czarnooki opiera się o drzewo i patrzy na mnie. Wzdycha cicho
i przeczesuje dłonią włosy.
-Idziemy. – W milczeniu podążamy
za nim. Dzień mija szybko i nadchodzi
noc. Sasuke znalazł miejsce na obóz a niebieskooki szuka kolacji. Idę szukać
gałęzi, choć jesteśmy w lesie nie znajduje ich dużo. Zauważam patyk tkwiący w
ziemi to korzeń, który jest ułamany. Chcę go dotknąć, gdy moją uwagę przykuwa
dziwny kształt leżący na ziemi. Patrzę na to przez chwilę i postanawiam
zobaczyć co to jest. Zaraz jednak cię cofam, słysząc złowieszczy syk. Z moich
ust wydobył się krótki krzyk. Widzę czarnego węża, który patrzy na mnie żółtymi
ślepiami. Jest duży i obrzydliwy. I wygląda na to, że ma ochotę mnie zjeść.
Słyszę kroki i krzyki Naruto. Gad odpuszcza i znika w zaroślach.
-Sakura, Sakura...- podbiega do mnie Uzumaki. – Co się stało? –
Widzę w jego oczach troskę. Nie mogę wydobyć głosu. Pokazuje dłonią w miejsce,
gdzie był wąż.
-Wąż... – mówię ochryple. Blondyn
marszczy brwi.
-Najwidoczniej uciekł. – odzywa
się Uchiha. Parzy na mnie. – Będzie tego więcej. - mówi. Zasycha mi w gardle. Wracamy do
obozowiska. Jestem roztrzęsiona, wciąż czuje wzrok gada na sobie. Brunet nagle
wstaje i uważnie się rozgląda. Potem dopada pobliskiego kamienia i go
przewraca. Nie rozumiem tego. Jest pusto. Czarnooki cicho przeklina.
-Zabrali. – mówi. Niebieskooki
podchodzi do niego. -Musieli nas śledzić i jak się oddaliliśmy, okradli nas. –
mówi. Naruto zmartwiony patrzy na przyjaciela.
-A co zabrali? – pyta.
-Nóż, wodę i inne niezbędne
rzeczy.
-Ale zwój jest?
-Jasne. – Chłopak wyjmuje spod
podkoszulka zwój. Uzumaki kiwa głową.
-Czyli zostaliśmy z niczym? –
stwierdza krótko.
-Tak. To przez ciebie! – wybucha Uchiha.
Patrzę na niego otępiała.
-Ja...
-Gdyby nie ty... - Blondyn mu przerywa.
-Sasuke! – Brunet idzie w mym
kierunku. Cofam się kilka kroków w tył. Widzę jak emanuje z niego furia. Jest
wściekły i to bardzo. Niebieskooki
zastępuje mu drogę i przytrzymuje go.
-Puść! – Czarnooki krzyczy i
szarpie kolegę.
-Sasuke, spokojnie. – mówi. Uchiha
uspokaja się, trochę. – To nie ma znaczenia. Gdybyśmy nie pomogli Sakurze i tak
zapewne by nas napadli i okradli. – Kręci głową. – To tylko kwestia czasu. Lepiej
teraz jak później po za tym... – patrzy na mnie. – Musimy trzymać się razem. –
W tym stwierdzeniu jest coś dwojakiego.
Brunet uspokaja się a Naruto w końcu go puszcza. Siada na ziemi ale nie patrzy
na mnie. Podkurcza nogi i zamyka oczy, śpi.
Patrzę przez chwilę na czarnookiego a potem mój wzrok przesunął się na Uzumakiego.
Blondyn uśmiechnął się smutno. Otwieram ust, lecz chłopak kręci głową.
-Jestem zmęczony Sakura. Położę
się, ok? – mówi i siada przy drzewie. Po chwili już śpi. Zostaje sama z
poczuciem, że to wszystko przeze mnie.
-Przepraszam... – ale nikt mnie
nie słyszy.
Chłopaki wcześnie wstają toteż
szybko wyruszamy . Oboje milczą. Idziemy w kompletnej ciszy. Jestem głodna i burczy
mi w brzuchu. Nie jestem pewna czy coś znajdziemy do jedzenia. Wdycham,
zrezygnowana. Nawet ptaki nie śpiewają. Krajobraz nie zmienia się, co wydaje
się dziwne. Około południa natrafiamy na wartki strumyk. Woda jest czyta i
przejrzysta. Oblizuje spierzchłe wargi. Chce mi się pić. Zatrzymujemy się nieopodal.
Brunet oznajmia, że idzie na zwiady. Nikt go nie zatrzymuje. Po chwili znika. Stoję
i patrzę jak woda mknie między ostrymi kamieniami. Zapewne jest zimna. Robię
krok w kierunku wody.
-Powinniśmy poczekać na Sasuke. –
odzywa się niebieskooki.
- Jakby było coś nie tak to by
krzyczał, nie? – Naruto patrzy na mnie przez chwilę.
-No racja. – mówi. – Chodźmy się
napić. – uśmiecha się. Oboje podchodzimy do strumyka. Klęczę i nabieram wody w
dłonie. Bez ociągania upijam solidny łyk. Woda jest przyjemnie zimna. Kolejny
raz nabieram wody i kolejny...kolejny. Czuje, że mam dość. Wdycham z ulgą i
wstaję.
-Nar... – nie kończę, nie mogę.
Czyjaś silna dłoń zatyka mi usta. Krzyczę ale bezskutecznie. Uzumaki odwraca
się w moim kierunku i wstaje.
-Sakura! – Jest za późno, ktoś
mocno odpycha go w bok i upada z głuchym łoskotem do wody. Chcę krzyczeć i
próbuje się wyrwać. Jednak moje wysiłki są na nic.
-Zamknij się! – Osobnik syczy mi
do ucha. Drętwieje. Ten głos jest taki inny. – I tak lepiej. – Blondyn próbuje wstać, gdy
obok pojawia się chłopak o miedzianych włosach i zielonych rozbieganych oczach.
Jest wyższy ode mnie ale za to przeraźliwie chudy.
-Masz ją? – pyta. Jego głos jest
ochrypły.
-Pewnie. A Akiri zajął się tamtym.
– Zamieram. Mówili o Sasuke, co mu zrobili? Chcę spojrzeć na swego oprawcę,
lecz nie mogę.
-Tylko ten jeden został. –
Chłopak uśmiecha się paskudnie. Ciarki przechodzą mi po plecach. Niebieskooki wstaje
ociężale z wody i rzuca się na przeciwnika, lecz ten go kopie w szczękę. Naruto
zatacza się do tyłu i pada na kamień. Leży i ciężko oddycha a z jego wargi
cieknie krew. Uzumaki uśmiecha się i zmazuje krew.
-Na tyle cię stać? – prowokuje go.
Chcę powiedzieć mu by przestał. Zielonooki marszczy brwi a na jego usta wpełza
szeroki uśmiech.
-Zabije cię. – Skacze i ląduje na
blondynie. Robi to tak szybko, że nie dowierzam. Chłopak łapię niebieskookiego
za bluzę i zaczyna okładać pięściami. Bije go po twarzy. Patrzę na to z
rosnącym przerażeniem. Nawet nie czuję, że chłopak, który mnie trzymał oddala
się. Wciąż patrzę jak go bije. Zauważam jak coś spływa z twarzy Naruto, to
krew, dużo krwi. Coś we mnie pęka. Pamiętam...
Ciemność...
Błysk noża, ostrego jak brzytwa.
Jego blask oślepił mnie.
Ten znienawidzony uśmiech psychopaty.
Krótki, przeraźliwy wrzask…
Szkarłatna ciecz rozlała się niczym fontanna.
Znów błysk narzędzia zbrodni.
Nikłym uśmiech, który zblakł, tak nagle jak się pojawił.
Mocny, brązowawy sznur.
Szmer przesuwanego krzesła…
Ciche przekleństwa...
Dźwięki zawiązywanego sznura...
Krótka modlitwa
Odgłos upadającego przedmiotu.
Bezwładne ciało, zwisające nad podłogą.
Oczy wpatrujące się we mnie
Błysk noża w ręku mordercy i samobójcy.
Mój krzyk, pośród czeluści domu.
Błysk noża, ostrego jak brzytwa.
Jego blask oślepił mnie.
Ten znienawidzony uśmiech psychopaty.
Krótki, przeraźliwy wrzask…
Szkarłatna ciecz rozlała się niczym fontanna.
Znów błysk narzędzia zbrodni.
Nikłym uśmiech, który zblakł, tak nagle jak się pojawił.
Mocny, brązowawy sznur.
Szmer przesuwanego krzesła…
Ciche przekleństwa...
Dźwięki zawiązywanego sznura...
Krótka modlitwa
Odgłos upadającego przedmiotu.
Bezwładne ciało, zwisające nad podłogą.
Oczy wpatrujące się we mnie
Błysk noża w ręku mordercy i samobójcy.
Mój krzyk, pośród czeluści domu.
Słyszę krzyk, donośny i przeraźliwi. Taki co mrozi krew w żyłach.
Wszystko nagle zamiera. Chłopacy odwracają się w moim kierunku, zaskoczeni. Dociera
do mnie, że to jak krzyczę i nie mogę przestać.
-Sakura. – Uzumaki patrzy na mnie zaskoczony i jednocześnie
przerażony. Wstaje z ziemi i uciekam. Biegnę przed siebie i krzyczę. Gałęzie drzew
ranią moje ciało. Czuje ciepłą ciesz płynącą po moim ciele. Nagle znikąd
pojawia się brunet, brudny i zmęczony.
-Sa... - milknie
widząc mnie a ja nie zamierzam się zatrzymać. Biegnę i czuje jak łzy płyną mi
po policzkach. Powoli trące siły, lecz strach powoduje, że nie zatrzymuje się.
Kilka razy potykam się, lecz szybko wstaje. Jest brudna, zmęczona i pachę
potem. Las nagle się kończy i wbiegam prosto na ogrodzenie. Łapię się kurczowo żelaznej siatki i nią potrząsam.
Chcę skąd wyjść jak najszybciej. Krzyczę i szarpię. Wrzeszczę jak w amoku i nie
przestaje. Ktoś się pojawia otwiera
furtkę. Nie wiem kto. Chcę wyjść. Nie czekam, niemal wpadam na człowieka.
Okładam go pięściami, szarpie, gryzę.
-Chce wyjść! – mogę wyraźnie mówić.
-Daj ją tu... – Pojawia się ktoś jeszcze. Czuje ukłucie. Po
chwili pojawia się sen, błogi sen.
*
Po dłuższej przerwie pojawi się rozdział. Niestety nie miałam czasy by go dać wcześnie.
No w końcu jesteś! :D
OdpowiedzUsuńJuż się martwiłam, bo bardzo tęskniłam za tym blogiem ^^
Wyprawa pełna adrenaliny i niebezpieczeństw, jestem zaskoczona, że zostali na nią wysłani sami, bez jakiegokolwiek opiekuna. I kim są oprawcy i co takiego od nich chcieli? Mam nadzieję, że w następnym rozdziale wszystko wyjaśnisz.
Wszystkim już pod koniec widocznie nerwy dawały się we znaki, Sasuke, który zwykle nie podnosi głosu nagle wybucha, Sakura wpada w histerię... Chociaż jeśli o nią chodzi to przecież wiadomo, trauma z dzieciństwa. Mogła jednak zostać i uratować Naruto. Lecz co mogła zrobić sama w pojedynkę?
Chociaż poprosić o pomoc Sasuke czy coś... Sama nie wiem jak zachowałabym się w takiej sytuacji.
No nic, życzę Ci dużo weny i oby następny rozdział pojawił się szybciej.
Ja ne!
Co się tu dzieje? O.o
OdpowiedzUsuńJa chce więcej i więcej.
Pisz i dodaj szybko next, proszę.
Uwielbiam twoje opowiadanie :) zapraszam również na mojego bloga : http://moresensethanyesterday.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSłońce nie jest oddalone od Ziemi lata świetlne, tylko 149 600 000km. Rok świetlny to 9,5 biliona kilometrów. Gdyby rzeczywistoście byłaby to taka odległość, to tutaj nie byłoby życia. Byłoby zwyczajnie za zimno
OdpowiedzUsuń