Staruszek podszedł
do nas z uśmiechem na ustach a w jego oczach migotały radosne ogniki. Wyciągnął
ramiona w stronę Konohamaru, chcąc mocno go objąć, wtedy się odezwałam:
-To mój brat. – Moje słowa
spowodowały, iż mężczyzna spojrzał na mnie przelotnie.
-To nie twój brat. – powiedział
rzeczowo, po czym spojrzał na mnie współczująco. Chciałam odwrócić wzrok.
-Ale… - Chciałam bronić swoich
racji. Nieznajomy cicho westchnął,
prostując się nieznacznie.
-Nazywasz się Konoharamu Sarutobi. – odezwał się, zwracając bezpośrednio
do chłopca. – Jesteś synem mojego syna.
– zamilkł na moment. – Jestem bardzo szczęśliwy, że w końcu Cię odnalazłem.
Każde jego słowo raniło mnie i
to bardzo. Chciałam aby przestał, lecz z mego gardła nie wydobył się żaden
dźwięk, gdy oczy staruszka patrzyły na mnie łagodnie. Niemal zatonęłam w jego
kojącym spojrzeniu, które mówiło więcej niż powinno. Nagle w głębi serca
zrozumiałam, że to prawda, że to co powiedział to najprawdziwsza prawda!
Poczułam jak oczy zachodzą mi mgłą i za wszelką cenę nie chciałam się popłakać,
nie tu nie przy Konohamaru. Cicho westchnęłam i nagle uświadomiłam sobie, że
brązowowłosy obserwuje mnie bacznie. Uśmiechnęłam się lekko, sama nie wiedząc
skąd miałam siłę, aby to zrobić.
-Sakura… - wyszeptał.
-Jest ok. – powiedziałam choć
wcale tak nie było.
Czarnooki spojrzał
w bok, przygryzając lekko wargę, był trochę zdenerwowany. Po czym spojrzał na
mnie, oczyma pełnymi nadziei.
-Czy mógłbym pojechać z
dziadkiem?
Byłam zaskoczona jego pytaniem.
Moje wargi zdrętwiały i przez chwilę biłam się z myślami jak postąpić. Jednak
nie mogłam być tak egoistyczna i zabronić Konohamaru w poznaniu swej prawdziwej
rodziny. Ostatnie słowa mnie zabolały.
-Tak.
Chłopak uśmiechnął się
szczęśliwy po czym uścisnął mnie mocno, rzucając krótkie: „Dzięki” i pognał na staruszkiem, który stał przy
otwartych drzwiach samochodu. Konohamaru wsiadł do auta a jego bujna, brązowa
czupryna zniknęła w środku pojazdu. Sarutobi wszedł za nim, posyłając mi
ostatnie nieme spojrzenie. Po chwili odjechali a brama zamknęła się za nimi z
trzaskiem.
Żwir cicho chrzęścił pod moimi
stopami, gdy kroczyłam szybko chodnikiem. Chciałam znaleźć się jak najszybciej
w domu, z dala od ludzkich spojrzeń. Przygryzłam wargę, spoglądając w czubki
własnych butów. Przystanęłam na chwilę, po czym przeszłam przez jezdnię, nie
oglądając się za siebie. Po kilku minutach znalazłam się w domu. Przywitał mnie
dziwny zapach perfum zmieszany z fetorem zaduszelizny. Zdziwiona patrzyłam na
Kiruje, która siedziała na krześle popijając sobie herbatę. Widząc mnie
uśmiechnęła się przepraszająco, po czym gestem ręki nakazała mi usiąść, tak
więc tak zrobiłam. Dziwnie się czuła po wydarzeniach tego dnia, zobaczyć
kobietę. Rudowłosa dopiła napój i odstawiła kubek na stół.
-Nie gniewasz się, że się
poczęstowałam?
-Nie. – Uśmiechnęłam się blado.
-Co cię sprowadza? – spytałam,
zastanawiając się czego może chcieć niebieskooki.
Odchyliła się niedbale na
krześle i gestem, wskazała na torby leżące w kuchni. Spojrzałam zdziwiona na
pakunki, zaraz sobie przypominając o rozmowie z Tobi’m. Domyśliłam się za nim
Kiruja podsunęła mi pod nos kartkę papieru.
-Będziesz mieszka w internacie,
więc dom nie będzie Ci potrzebny, po za
tym. – rozejrzała się dookoła. – Ten
budynek to ruina, zapewne za rok byłby tylko stertą gruzu. – oznajmiła
uśmiechając się pokrzepiająco. Kiwnęłam głową czytając dokument. Mogę spokojnie
przeprowadzić się do osobnego pokoju, który już na mnie czeka. „Cudownie”
– pomyślałam.
-Zbieram się. Muszę jeszcze
zrobić kilka rzeczy. Ekipa zabierze
wszystko za tydzień, więc nie musisz się spieszyć z przeprowadzką. – odparła
kobieta, wstając z krzesła. – A gdzie Konohamaru? – spytała. Nie
odpowiedziałam. Odłożyłam papier i spojrzałam na Kiruje.
-Mam do ciebie prośbę. –
odparłam, czując jak w gardle rośnie mi gulda. Rudowłosa spojrzała na mnie
lekko zaskoczona.
-Tak?
-Podwiozłaś byś mnie gdzieś?
-Jasne.
Było zimno i chciałam wrócić do
domu. Stąpałam lekko na wysadzanym brukiem chodniku, który ciągnął się aż do
bramy. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się wokół. Zewsząd otaczał mnie czarny
las granitowych nagrobków. Czułam się samotna w tym miejscu. Szłam dalej
niezrażona nienaturalną ciszą i brakiem ludzi, którzy powinni przechadzać się
po tym miejscu. Z nieskrywaną radością zauważyłam tak dobrze mi znany grób,
obrośnięty kilkoma kępami kwiatów. Zatrzymałam się i przeczesałam dłonią włosy.
Patrzyłam na białe literki, które wyryte zostały na kamiennej tablicy.
Asao Haruno
Hayane Haruno
Czytałam i czytałam dostrzegając
coraz to nowe detale pisma, które wyrył
fachowiec. Był to zapewne mężczyzna, który powoli i starannie wypisywał kolejne
litery, nadając im odpowiedni kształt i charakter. Przymykam oczy i marszczę
brwi. Potrząsam głową.
-Co ja sobie myślałam?! –
krzyczę upadając na kolana i łapiąc się za głową. Mój spokój wyparował,
pozostawiając po sobie tylko uczucie dołującej pustki i bezradności. Tępo
wpatruje się w grób. – Dlaczego, dlaczego...- jęczę. Nie wiem do kogo kieruje
te słowa. Do rodziców, którzy umarli dawno temu? Bardzo możliwe. - ... dlaczego
mnie okłamaliście? – Obok mnie przeszła para staruszków, która spojrzała na
mnie badawczo i z pewnym lękiem. Zapewne myślą, że jestem obłąkana. Nie zrażona
ich zdegustowanymi spojrzeniami, ciągnęłam dalej:. – Kim ja jestem? Jeśli
Konohamaru to nie mój brat, to całkiem możliwe, że nie jesteśmy rodzeństwie. Nie na pewno nie jesteśmy spokrewnieni. A może
nie jestem nawet waszą córką? – To stwierdzenie wywołało u mnie kolejny napad
złości i bezsilności. Chciało mi się wyć i płakać jednocześnie.– To znaczy, że
co? Porwaliście mnie wraz z Sarutobi’m?
Byliście psychopatami?! – krzyknęłam, lecz zaraz pożałowałam tych słów. Było mi
głupio. Usiadłam na trawie i spoglądałam w nagrobek. Podbródek oparłam o
wystające kolana. – Proszę powiedzcie
mi.... – Złość uleciała, pozostało tylko słabe poczucie zrozumienia. – Milczycie...
nie lubię tego. - Nie wiem ile tak trwałam w tej pozycji, dopóki nie poczułam
dotyku czyjeś dłoni na ramieniu. Wzdrygnęłam się, nie ze strachu tylko z zimna.
-Nic ci nie jest?
Nade mną pochylała się staruszka
a tuż obok niej sterczał jej mąż. Patrzyli na mnie z politowaniem. Nie odpowiedziałam,
tylko rozejrzałam się wokół. Ściemniało i zapewne było już późno. Spojrzałam na
parę orzechowych oczu, które patrzyły na mnie z troską.
-Może ci pomóc?
Tym pytaniem rozwiała moje
wątpliwości co do ich zamiarów. Wstałam jak oparzona i bez słowa pognałam przed
siebie. Za swoimi plecami, słyszałam głosy staruszków. Nie zamierzałam się
jednak zatrzymać. Co to, to nie! Wypadłam przez bramę, o którą o mało co się
nie zderzyłam i pobiegłam ulicą. Zatrzymałam się za rogiem, z dala o tej
zwariowanej pary, która zapewne myślała, że to mi potrzebny jest
psychiatra albo kaftan bezpieczeństwa.
Oparłam się o brunatną ścianę budynku i po zaczerpnięciu kilku głębokich
oddechów, w końcu się uspokoiłam. Ponowiłam swą wędrówkę prosto do domu.
Nie minęło półgodzina, gdy lunął deszcz. Ciężkie
krople uderzały o chodnik, z charakterystycznym dźwiękiem.
Plusk, plusk, plusk.
Szłam szybko, na tyle ile pozwalały mi zbolałe nogi
a już i tak byłam przemoknięta do suchej nitki. Westchnęłam, gdy jedna,
zabłąkana kropla deszczu spłynęłam mi wzdłuż kręgosłupa. „Będę chora” –
pomyślałam, maszerując żwawo, przez opustoszałe uliczki miasta. Wcale mi się
nie podobało to, że tylko ja tak zmokłam. I to, że byłam na tyle głupia
wybierając się na cmentarz położony, aż pięć kilometrów od miejsca mojego
zamieszkania. Mokre włosy przykleiły mi się do twarzy, powodując, że nie
wyraźnie widziałam drogę. Przystanęłam i jednym ruchem odgarnęłam je
niedbale. Usłyszałam pisk opon i
poczułam swąd palonej gumy. Niezbyt przyjemny zapach. Czarne BMW zatrzymało się
przy krawężniku tuż obok mnie. Spojrzałam przez zaciemnione szyby auta, lecz
nie dostrzegłam kierowcy. Żaden z moich znajomych nie jeździ Takim samochodem. Wpatrywałam
się otępiała w auta, nie wiedząc, co dalej począć. Nagle szyba opuściła się a moim oczom ukazała się
twarz długowłosego bruneta, które bez emocji taksował mnie spojrzeniem. Cóż.
Byłam zaskoczona.
-Wsiadaj. – oznajmił i otworzył
drzwi maszyny, zapraszając tym samym do
środku.
Wahałam się, ale tylko przez
chwilę. Niepewnie wsunęłam się na siedzenie i zatrzasnęłam drzwiczki. Itachi płynnie ruszył z miejsca, wpychając się
między rząd pędzących aut. Milczeliśmy.
Starałam się poprawić mokre włosy, które ważyły co najmniej więcej niż
przedtem. Po chwili stwierdziła, że to nie ma sensu. Jestem i tak już mokra,
więc nic nie wskóram. Oparłam się
wygodniej na siedzeniu i wsłuchałam się w muzykę lecąca z radia. Spoglądałam
przez okno na strugi deszczu sunące po szkle. Lekko zadrżałam. Brunet spojrzał
na mnie przelotnie, podkręcając ogrzewanie.
-Dziękuję. – wyszeptałam. Kiwa
głową, trochę zamyślony.
-Musiała być to pilna sprawa, że
postanowiłaś wyjść w taką pogodę. – rzekł, wpatrując się w krajobraz przed
nami.
Nie odpowiedziałam i nie
zamierzałam mu niczego mówić. Byłam mu wdzięczna, że zabrał mnie, lecz nie
musiałam mu niczego wyjaśniać.
-Poszłam na spacer. – wyjaśniłam.
Już więcej nic nie powiedział. Minęło może z pięć minut, gdy stanął pod moim
domem. Patrzyłam na zaniedbany budynek, który aż się prosił o zbudzenie.
Spojrzałam przelotnie w stronę Uchihy. Siedział spokojnie, wpatrując się w
kierownicę. Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Dzięki raz jeszcze.
Wyszłam za nim
usłyszałam odpowiedź. Z chwilą zamknięcia drzwi, samochód ruszył i mknął po
czarnym asfalcie prosto przed siebie. Patrzyłam na oddalający się pojazd. Kropiło.
Deszcz już mi nie przeszkadzał, lecz zastanawiało mnie jedno: Skąd wiedział,
gdzie mieszkam?
*
Nie powiem, że jestem zadowolona z tego rozdziału bo nie jestem. Ogólnie wcale nie podoba mi się ta historia od początku. Nie wyszło tak jak chciałam.
Nie rozumiem dlaczego jesteś niezadowolona z tego rozdziału. Był świetny przecież. Mimo, że smutny z powodu Konohamaru. Saki ma lekką załamkę... Ale na smaczek przybył Itacz! Hie hie ;D Ale faktycznie skąd wiedział gdzie mieszka ;p
OdpowiedzUsuńSerio rozdział bardzo mi się podobał :)
Juuki/Malina
ja się zgadzam z poprzedniczką. Dlaczego nie jesteś zadowolona? mnie się bardzo spodobał, tak jak reszta. Biedna Saki... Jak dla mnie pisz dalej, zawsze ci powiem prawdę. Czekam na dalszy ciąg wydarzeń.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Bardzo mnie zaciekawił i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Szkoda mi Sakury nowa szkoła, ludzie i w dodatku opuszcza ją brat. Czekam niecierpliwie na nexta i życzę Ci dużo weny.
OdpowiedzUsuńYae