2013/07/21

Rozdział 8

    Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Może kolejnych tajemnic, dziwnych słów wypowiedzianych przez Dyrektora Szkoły i jego zastępce? Nie wiem. Idąc, słyszałam swój świszczący oddech i rytmiczne bicie serca. Zbliżając się do budynku niemal miałam ochotę po prostu zawrócić i uciec gdzie pieprz rośnie. Jakaś dziwna siła pchała mnie do tego miejsca. A może już popadam w paranoję? Może to tylko igraszka mego umysł. Uśmiechnęłam się zażenowana. Zerknęłam ponad murem okalającym Szkołę jak dwoje silnych dłoni, które chroniły ją przed niebezpieczeństwem. To była zwykła Szkoła ze zwykłymi ludźmi. Jest wiele takich Szkół. Wmawiałam sobie, aby nie ogłupieć zupełnie. Westchnęłam, starając się uspokoić.     Policzyłam do dziesięciu, aby skutek był natychmiastowy i nie musiała dłużej zastanawiać  się nad tą sprawą. Ledwo przekroczyłam bramę, kiedy moje oczy zarejestrowały dwóch osobników, czekających przed wejściem. Jeden był dobrze mi znany białowłosy chłopak, którego tak brutalnie potraktowałam. Drugiego zaś nie znałam.  Był to brunet o długich włosach i onyksowym spojrzeniu. Wydawał się być nawet miły, co wywnioskowałam po uśmiechu, który igrał na jego twarzy. Mówił coś do kolegi, po czym jego wzrok padł na mnie. Nie mogłam odczytać emocji jakie nim zawładnęły, gdyż świetnie to ukrył pod maską obojętności.
' Może jednak się myliłam? ' - myślałam.
        - Jesteś wreszcie. - usłyszałam złowieszcze syknięcie fioletowookiego, który już zniecierpliwiony zaczął krążyć po placu.
Przystanęłam i wzruszyłam ramionami.
        - Przecież się nie spóźniłam. - odparłam spokojnie.
Chłopak spojrzał na mnie rozgniewany.
        - Ona ma rację. Jest dopiero siódma pięćdziesiąt. - odparł brunet. Hidan cicho sapnął.
        - Może i tak, ale wiesz, że Pan Orochimaru nie lubi spóźnialskich.
Przez twarz karookiego przetoczyła się chmura gradowa.
        - Racja. - mówi. - Jestem Itachi.
Przedstawia się chłopak, lekko uśmiechają  się.  Odwzajemniłam uśmiech.
        - Sakura.
        - Może dosyć już tych uprzejmości? - wtrąca się zirytowany siwowłosy.
Uchiha wzdycha cicho z rezygnacją.
        - A potem się dziwisz, że Cię dziewczyny napadają. - mówi swawolnym tonem. Parsknęłam śmiechem, co jeszcze bardziej rozjuszyło fioletowookiego. - Ale do rzeczy mamy Ci pokazać, gdzie będziesz sprzątać bo Pan Tobi dzisiaj nie ma czasu. - mówi, prowadząc mnie do wnętrza budowli.
    Słyszę za plecami kilka przekleństw skierowanych pod moim adresem, lecz wcale nie przejmuje się tym. Przekraczam próg budynku i znów czuję przejmujący chłód. ' Czy zawsze jest tu tak zimno? A może ogrzewanie nie działa ? ' - myślę. Wchodząc zauważam tłum nastolatków pchających się między sobą. Przyglądałam się im zaciekawiona, jakbym pierwszy raz w życiu widziała innego człowieka. Byłam zdziwiona, kiedy dostrzegłam różnicę między uczniami. Każdy z nich miał inny mundurek w inne barwy od żółci po czerń. Te pytanie cisnęło mi się na usta, lecz go nie zadałam, gdyż byłam zajęta torowaniem sobie drogi.     Brunet zgrabnie omijał nastolatków w tłumie toteż nie musiał się rozpychać łokciami jak ja. Odetchnęłam z ulgą, kiedy to znaleźliśmy się na rozwidleniu korytarzy. Spojrzałam niepewnie na karookiego, który rozglądał się za kolegą. Po chwili Hidan do nas dołączył bardziej ożywiony niż wcześniej.
Be zbędnych słów poszliśmy dalej  korytarzem. Chłopaki szli na przodzie cicho rozmawiająca, zaś ja szłam z tyłu rozglądając się dookoła. Ta część wydawała mi się mroczniejsza niż reszta Szkoły. Uczniowie zatrzymali się raptownie, przez co o mało na nich nie wpadłam.
        - Tu masz potrzebne rzeczy. - oznajmił Itachi wskazując na szczotkę i mopa oparte o ścianę.
        - A tu klucze. - odparł siwowłosy rzucając mi pęk kluczy, które niezgrabnie złapałam w dłonie. - Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała możesz znaleźć w przystosowanym pomieszczeniu. - mówi, wskazując na najbliższe drzwi. Kiwałam głową, chcąc to wszystko ogarnąć rozumem.
        - Przyjdziemy po Ciebie za godzinę, zobaczyć jak Ci idzie. - rzekł Uchiha.
 ' Czyli będę tu sama ? ' - myślę. Chciałam się spytać, lecz przerwał mi głośny dźwięk dzwonka. Koledzy spojrzeli po sobie.
        - Musimy iść. - mówi brunet i odchodzi z fioletowookim, pozostawiając mnie samą.
    Zostałam sama. Jeszcze przed dłuższą chwilę słyszałam tupot ich butów o posadzkę. Szmery i rozmowy nastolatków szybko umilkły. Ostatnie westchnienia i jęki przerodziły się w głuchą, bezdźwięczną ciszę. Poruszyłam się lekko słysząc szmer swego ubrania i  łoskot przesuwanego wiadra z wodą. Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam zamiatać.  Powoli poruszałam rękoma, starając się zebrać kurz, który osiadł na panelach. Cicho westchnęłam, starając się oddychać ustami, gdyż szkodliwe pyłki i kurz drażniły moje nozdrza. Na chwilę przerwałam, czując jak wzbiera mi się na kaszel. Odstawiłam szczotkę i spojrzałam na rząd drzwi utkwionych po prawej stronie. Rozejrzałam się wokół, czując jak ktoś mi się bacznie przygląda, lecz nie dostrzegłam nikogo. ' Pewnie mi się zdaje ' . Wzruszyłam ramionami i podeszłam do wiadra z mopem. Zabrałam narzędzie i zaczęłam myć podłogę. Szło mi opornie. Zauważyłam stare plamy po błocie przyniesione na butach przez nastolatków. Zaklęłam siarczyście pod nosem, kiedy plama nie zeszła tylko się powiększyła.
     ' Muszę znaleźć jakiś mocny płyn albo detergent, który usunie to świństwo ' - pomyślałam. Odstawiłam mopa i wzięłam do ręki pęk kluczy, które podarował mi fioletowooki. Spojrzałam na kluczę, po czym rozejrzałam się, szukając właściwych drzwi. Niechętnie podeszłam do drzwi, które były najbliżej. Wzięłam pierwszy lepszy klucz i zaczęłam kręcić w zamku. Upłynęło trochę czasu za nim znalazłam właściwy. Niemal z ulgą usłyszałam charakterystyczny łoskot otwieranego zamka. Złapałam za klamkę i mocno pociągnęłam. Drzwi ustąpiły z oporem i musiałam użyć wszystkich sił, aby je otworzyć. Oddech przyśpieszył mi gwałtownie od zmęczenia. Wkroczyłam do pomieszczenia. Poczułam chłód, który ogarnął moje ciało.     Lekko zadrżałam i spojrzałam na schody prowadzące prosto w ciemność. Przymrużyłam oczy, zauważając na dole włącznik. Powoli schodziłam po stopniach, uważając, aby nie upaść i nie zlecieć na dół na tyłku. Zeszłam na dół, całkowicie ignorując narastający strach. Moje ciało drżało niespokojne a skóra pokryła się drobny cętkami. Wypuściłam powietrze z płuc, wywołując mały obłoczek pary. Było tu zimno, za zimno. Niepewnie rozejrzałam się szukając włącznika. Znalazłam go, zawieszonego na ścianie. Podeszłam i przycisnęłam biały guzik. Zalała mnie fala mdłego światła. U podnurza sufitu zwisała żarówka, która mrugał złowieszczo. Oderwałam wzrok od prowizorycznego żyrandolu i spojrzałam na wnętrze pomieszczenia.     Sapnęłam cicho oszołomiona owym widokiem. Chyba znalazłam się w laboratorium. Po prawej stronie piętrzyły się półki, które uginały się po ciężarem słoików i różnych preparatów. Po środku stałym stare, drewniane stołu, pamiętające już lepsze lata swojej świetności. W kącie stały próbówki, naczynia zawierające jakieś kolorowe płyny. Sama sala wyglądała jakby była przeniesiona z XIX lub XX wieku. Stałam przypatrując się laboratorium. To nie było na pewno pomieszczenie przeznaczone do użytku sprzątaczki. Niepewnie postąpiłam krok na przód, sama nie wiedząc co robię. Powinnam stąd uciec, za nim ktoś mnie nakryje lecz ciekawość była większa. Przeszłam wzdłuż stołów, dostrzegając kilka zapisanych kartek papieru.
    Wzięłam do ręki pożółkniętą kartkę, chcąc odczytać co jest na niej zapisane. Litery były niewyraźne, a tusz dawno wysechł. Zmarszczyłam brwi, odkładając kawałek makulatury. Poszłam dalej, przyglądając się szkielety gryzoni i ssaków. Opuszkami palców wodziłam po chropowatej powierzchni stołu. Cicho syknęłam, kiedy drzazga wbiła mi się w palec. Niewielki odłamek drewna przeciął moją skórę. Patrzyłam jak z rany sączyła się krew. Kilka kropel czerwonej mazi spłynęło na podłogę. Spoglądałam na to z niemałym zachwytem, po czym wzięłam palec do ust. Poczułam metaliczny smak, który smakował ohydnie. Wyjęłam palec. Do moich uszu dobiegł cichy szmer. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, lecz niczego niepokojącego nie zauważyłam. Moją uwagę przykuła półka na książki, która aż pękała wszak, pod naporem dużej ilości lektur. Powoli skierowałam się do mebla, przechodząc obok  stołu z mikroskopem.
    Przystanęłam przed regałem i opuszkami palców wodziłam po starych brzegach książek. Cicho czytałam tytuły lektur, lecz żadna z nich nie wydawała mi się znajoma: Chemia dla zaawansowanych, Techniki medyczne, Ninjutsu. Uniosłam jedną brew po czym sięgnęłam po podręcznik. Książka była stara, i zniszczona o czym świadczyła podarta i poplamiona okładka. Niepewnie otworzyłam lekturę po środku. Cicho krzyknęłam, kiedy zauważyłam robale łażące po kartkach. Książka z hukiem upadła na podłogę. Patrzyłam ogłupiała na lekturę, karcąc się w myślach za głupotę. ' Przecież to tylko mole ' - myślałam. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc. Ukucnęłam, chcąc zebrać książkę z podłogi. Nagle usłyszałam ciche syknięcie.     Zamarłam. Nasłuchując. Dźwięk powtórzył się ponownie bardziej złowieszczy. Delikatnie podniosłam wzrok, zatrzymując się na terrarium stojące na stoliku blisko regału. Krzyk ugrzązł mi w gardle, gdy ujrzałam białego węża. Jego łuski przypominały mi śnieg, który zalega na górskich szczytach. Onyksowe, mądre oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem, dezaprobatą? Mogłabym przysiądz, że jest niemniej inteligentny ode mnie. Zadrżałam, kiedy z jego pyska wyłonił się oślizgły język.  Czułam jak serce łomocze mi w piersi a oddech gwałtownie przyśpiesza. Oczy nieruchowe wpatrzone w oślizgłego gada. Z rosnącym przerażeniem patrzyłam jak gad porusza nie niemal z wdziękiem, napina swe ciało do skoku. Nagle usłyszałam krzyk, przeraźliwy i głośny, po czym uświadomiłam sobie, że to ja krzyczę. Wąż zesztywniał. Zaś ja nie czekając, wstałam z klęczków i pognałam do wyjścia. Biegłam, drąc się  wniebogłosy jakby zobaczyła ducha.
    Nie, to było o wiele gorsze i żywsze. Biegnąc, zwaliłam na ziemię kilka naczyń, które rozbiły się w drobny mak. A dźwięk tłuczonego szkła zagłuszał moje krzyki. Wbiegłam na schody, gdzie powinnam poczuć się bezpieczniej a wizja węża była tylko zwykłym złudzeniem. Odwróciłam się, sama się przekonywując, że to tylko sen. Jednak nie. Biały wąż wciąż pełzł w moją stronę a jego żółte ślepia wpatrywały się we mnie intensywnie. Krzyknęłam dziwnie skrzeczącym głosem i pognałam prosto do drzwi. Niemal załkałam nie mogąc, otworzyć drzwi. Szarpałam za klamkę jak opętana, chcąc znaleźć się jak najdalej stąd. Usłyszałam groźne syknięcie, kiedy klamka załapała a ja z rozmachem otworzyłam wrota. Nie było mowy, aby je zamknęła. Byłam zbyt przerażona i rozhisteryzowana, żeby racjonalnie myśleć. Nadal krzycząc, pobiegłam przed siebie.     Nie miałam zamiaru tam zostać, aby ten gad mnie dopadł. Swymi krzykami pewnie obudziłam całą szkołę. Biegłabym nadal, gdy poczułam jak w coś twardego uderzam. Wytrącona z równowagi upadam, lecz czyjeś silne ramiona łapią mnie i przytrzymują. Roztrzęsiona, wpatruje się w czarne tęczówki. Po chwili rozpoznaje Itachiego, który z troską wymalowaną na twarzy pyta:
        - Co się stało?
        - Wąż.
Tylko tyle wykrztusiłam za nim zemdlałam w jego ramionach.


~~~


    Mogłabym przysiądz, że znajduje się w próżni, lecz tego nie byłam pewna. Niczego nie byłam pewna. Onyksowe tło zlewało się z otoczeniem, w którym przebywałam. Gdziekolwiek bym spojrzała widziałam tylko czerń, głęboką i mroczną. Jednak nie to było najgorsze. Cisza. Ta cisza, która tu panowała była nie do zniesienia. Słyszałam tylko własne myśli, które niemal brzmiały jak krzyk. Krzyk? Coś mi to przypomina. Dziwne. Umknęło mi coś ważnego, jakiś fragment, który utonął w zapomnieniu.

Czy powinnam go pamiętać?

Nie.

    Jakiś słaby głosik rozbrzmiał w mojej głowie. Zesztywniałam, czując, że jakaś siła próbuje zawładnąć mym umysłem. Upadłam na kolana głośno krzycząc. Moje ręce oplotły głowę, aby uchronić ją przez niebezpieczeństwem.

Co się dzieje?!

Mówię, nie wiedząc do kogo się zwracam.

Nie bój się, nie będzie boleć.

Słyszę spokojny głos. Zaciskam mocno usta. Jednak się mylił, bolało jak cholera.


~~~~


    Obudziłam się gwałtownie, rozchylając szeroko oczy. Dyszałam jakby przebiegła maraton. Kropelki potu spływały po moich skroniach. Byłam skołowana i obolała.  Czułam jak opieram się o coś twardego i chropowatego i bynajmniej nie była to miękka poduszka.  Poruszyłam się lekko i jęknęłam cicho, rozprostowując zesztywniałe nogi. Poczułam chłód, który  ' lizał '  mnie po ciele. Zadrżałam. Chciałam wstać i trochę rozruszać się.
        - Nie wstawaj. - słyszę wyraźny głos chłopaka.
    Nawet nie próbuję się podnieść. Moje oczy mimowolnie zaczęły szukać sylwetki bruneta. Zauważyłam go, stojącego nieopodal mnie. W ręku trzymał butelkę mineralnej wody i mokry ręcznik. Tuż obok krzątał się Hidan zamykając drewniane, dębowe drzwi.
        - Już zrobione. - mówi do Itachi'ego, który w milczeniu kiwa głową.
Po chwili jego wzrok spoczywa na mnie. Wzdycha cicho z niemałą ulgą.
        - Dobrze, że się obudziłaś. - powiedział, podchodząc do mnie bliżej. Widząc mój wzrok, który utkwiony był w plastikowej butelce, zaśmiał się chrapliwe. - Przepraszam, pewnie chcesz się napić?
Nie mówię nic, a czarnowłosy bez słowa podaje mi wodę. Niemal łapczywie wyrywał mu butelkę i pociągałam duży łyk.
        - Twoje krzyki słyszała prawie cała szkoła. - usłyszałam zgryźliwy docinek fioletowookiego, kiedy odstawiłam wodę na bok. Ręką starłam kropelkę wody, która spływała mi z ust. - Dobrze, że nie obudziłaś się wtedy, kiedy Pan Orochimaru był tu, zobaczyć co zrobiłaś z jego gabinetem.
Uchiha posłał koledze wymowne spojrzenie, które zignorował.
        - Tak naprawdę, co się stało? - spytał brunet.
Otwierałam usta, aby powiedzieć co widziałam. Jednak szybko je zamknęłam, uświadamiając się, że nic nie pamiętam. Widziałam tylko czarną plamę. Pamiętam dokładnie, że weszłam do tego pomieszczenia, aby znaleźć płyn, ale dalej.... Co tam widziałam? Nie wiem. Czułam baczne spojrzenie karych tęczówek na sobie.
        - Coś widziałam. - wykrztusiłam, czując jak policzki mi płoną ze wstydu.
Siwowłosy unosi jedną brew.
        - Coś? - pyta, nie przekonany mymi słowami.
        - No... - zaczęłam, sama nie wiedziałam co powiedzieć.
Nic nie pamiętam, lecz wiedziałam, że 'coś' tam było i bardzo się tego przestraszyłam. Jednak nie powiedziałam tego na głos.
        - Hm.. - wydukał Itachi, wiedząc, że nie jestem wstanie nic więcej wykrztusić. - Możliwe, że widziałaś jakiś szkielet...
        -..bądź wypchane zwierzę. Nasz nauczyciel lubi składować takie rzeczy. - wtrąca się Hidan.
Czarnooki posyła koledze kolejne wymowne spojrzenie, które mu nie umyka.
        - To przecież prawda.
    Nie byłam pewna czy oni mają rację, lecz nie miałam sił, aby się z nimi kłócić. Możliwe, że to tylko moja bujna wyobraźnia, albo i nie? Westchnęłam cicho, po czym próbowałam się podnieść. Uchiha pomaga mi wstać.
        - Chyba powinnam wracać do pracy. - mówię nieśmiało, przerywając ciszę jaka zapadła między naszą trójką.
        - Też tak sądzę. - rzekł fioletowooki.
        -Ok. Pokaże Ci inne miejsce. - oznajmia brunet.
    Kiwam głową i podążam za dwójką, która prowadzi mnie w głąb korytarza. Idąc, coraz wyraźniej czuję powiew powietrza na twarzy. Rozglądam się wokół szukając otwartych drzwi, lecz wszystkie były zamknięte. Uczniowie zatrzymują się, wskazując niewielki odcinek korytarzu.
        - Prócz umycia podłogi, musisz wypolerować puchary. - rzekł Itachi.
    Wskazał na gablotę, za którą lśnił rząd złotych pucharów. Było ich ponad pięćdziesiąt. Niemal otworzyłam usta ze zdziwienia, widząc pokaźną ilość trofeów.
        - Przyjdziemy po Ciebie pod koniec siódmej lekcji. Trochę Ci to zajmie. - mówi siwowłosy.
    Po czym odchodzi wraz z karookim, zostawiając mnie, znów samą. Wzdycham cicho, patrząc na puchary z rosnącym przerażeniem. Po czym jednak zabieram się do pracy.





    Sprzątanie zajęło mi sporą ilość czasu. Już zapomniałam o strasznych wydarzeniach tego ranka, które stały się migoczącą plamą na te czerni. Gdy skończyłam odetchnęłam z nie małą ulgą, wpatrując się w wypolerowane puchary i umytą podłogę. Uśmiechnęłam się. Oparłam się plecami o ścianę, mogąc wreszcie wypocząć. Siadam, spoglądając w przeciwległą ścianę. Jeszcze trochę czasu zostało do piętnastej, jednak nie miałam ochoty się stąd ruszać. Możliwe, że coś chłopacy by mi wynaleźli do sprzątania. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Toteż mała przerwa nikomu nie zaszkodzi. Spojrzałam w bok, czując lekki wiaterek na twarzy. Przymknęłam powieki, rozkoszując się chłodnym powiewem powietrza. Po chwili wstałam, otrzepując swoje ubranie. Skierowałam się wzdłuż korytarza, który kończył się dużymi, szklanymi drzwiami. Przystanęłam i spojrzałam przez ramię. Po czym ostrożnie wychyliłam się na zewnątrz. Moim oczom ukazał się ogród, który okalał całą Szkołę. Marszcząc brwi wyszłam na zewnątrz, nie bojąc się, że ktoś może mnie zobaczyć. Gdyż nikogo nie było. Zeszłam po betonowych schodach i przystanęłam rozglądając się wokół. Przede mną rozciągał się mur wysokich drzew, których liście szeleściły dźwięcznie. Stałam, wsłuchana w cichą melodię wiatru, który kołysał gałęźmi drzew. Mój wzrok mimowolnie powędrował dalej. Wśród traw, które bujnie porastały trawnik, dostrzegłam zarys betonowej dróżki. Nie wiele myśląc, skierowałam się ku ścieżce.     Przystanęłam, wpatrując się w szary pas, który biegł daleko, aż za linię drzew. Znów poczułam dziwny niepokój, lecz zignorowałam go i poszłam dróżką. Szłam zostawiając za sobą budynek, który szybko zniknął za zasłoną z drzew. Wkroczyłam w niewielki, mroczy las. Spojrzałam w górę, zauważając korony drzew. Kołysały się w wyznaczonym rytmie, przeciskając się między sobą. Gdybym mogła stałabym i patrzyła tak w nieskończoność. Nigdy przesadnie nie lubiłam natury, lecz ta tutaj wydawała się być inna. To miejsce też było inne. Czułam się dziwnie przytłoczona i senna a zarazem tak pełna życia i swobodna. Nagle moje spojrzenie spoczęło na kamiennej budowli utkwionej w samym sercu lasu. Wyglądało na Kościół albo Kaplicę. Ściany ów budowli były z ciemnego kamienia  a dach był z drewna. Skierowałam się w kierunku Kaplicy chcąc obejrzeć ją z bliska. Wydawała się być stara i zabytkowa, toteż pachniała 'historią'.
    Powolnym krokiem doszłam do budynku, który okazał się większy niż w rzeczywistości. Z niemałym zachwytem patrzyłam na stare freski namalowane na gładkiej części kamienia. Nie widziałam dokładnie co było narysowane, gdyż kolory zblakły a kurz i pył zniekształciły resztę. Byłam trochę rozczarowana, lecz zaraz sobie pomyślałam, iż w środku może będą inne malunki. Z nikłym uśmiechem przeszłam wzdłuż ściany szukając drzwi. Po kilkunastu krokach natrafiłam na drzwi, które były lekko uchylone. Nie czekając postąpiłam krok na przód, wchodząc do wnętrza Kaplicy. Zaraz jednak zatrzymałam się,  słysząc donośne kroki, które nadchodziły z przeciwnej strony. Rozgorączkowana szukałam kryjówki, gdzie będę mogła się schować. Nieopodal zauważyłam drewnianą ambonę, która stała po mojej prawej stronie. Nie wiele myśląc schowałam się za nią. Czekałam, wsłuchując się w rytmiczne bębnienie butów o posadzkę, aż w końcu umilkły. Przełknęłam cicho ślinę, zastanawiając się, czy ów osobnik mnie zauważył. Miałam nadzieję, że nie.
' Nadzieja matką głupich ' -  pomyślałam z krzywym uśmiechem. Przez chwilę nic się nie działo. Toteż nie wiedziałam czy uciec czy jednak poczekać. Po czym jednak usłyszałam donośny głos.
        - Jashinie!
Niemal podskoczyłam zaskoczona tak wysokim tonem głosu, który dźwięczał mi w uszach. Nieśmiało wyjrzałam za ambony, dostrzegając sylwetkę Hidan'a. Stał on przed kamiennym posągiem zapewne Boga, którego nie potrafiłam określić, gdyż jego twarzy skryta była w cieniu. Fioletowooki złączył ręce jak do modlitwy, po czym je rozstawił na boki.
        - Dziś przychodzę błagać Cię o przebaczenie, gdyż nie zrobiłem tego co powinienem a także nie podarowałem Ci ofiary. - mówił monotonnym głosem, przez którego ciarki przeszłymi po plecach.     Patrzyłam jak zahipnotyzowana jak siwowłosy mówi dalej: - Ale nie bądź zły, gdyż to ja będę Tą ofiarą.
Gdyby nie okoliczności w jakiś się znalazłam pewnie bym się zaśmiała i uznałam za chory żart. Jednak nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić. Po prostu jakby była sparaliżowana. Hidan ukłonił się lekko, po czym z kieszeni wyciągnął mały patyk. Chłopak zgarbił się, zwieszając głowę. Jego ręce bezwiednie wisiały u ciała. W lewej dłoni trzymał patyk, który z cichym łoskotem rozłożył się. Pręt był długi i czarny a jego końcówka ostra jak brzytwa. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Moje myśli gnały jak szalone, kiedy siwowłosy podniósł lewą dłoń na przeciwko serca. Chciałam podbiec do niego i wyrwać mu ten kij, lecz moje ciało nie drgnęło. Nie potrafiłam poruszyć nawet małym palcem u nogi. Moje oczy rozwarły się szeroko a usta wygięły się w niemym okrzyku. Hidan podniósł głowę ku niebo. Na jego ustach igrał szatański uśmiech, po czym jednym silnym ruchem wbił sobie pręt w samo serce. Patrzyłam na tą scenę z rosnącym przerażeniem. Wzrok błądził jak szalony to z twarzy ucznia to na jego serce przebite zapewne na wylot. Z rany zaczęła cieknąć krew, która lała się strumieniem. Ciało fioletowookiego nadal stało prosto, tylko głowa opadła na mostek. Chciałam stąd uciec, jak najdalej. Cicho przełknęłam ślinę, czując jak pot leje mi się po twarzy. Nie mogłam oderwać wzroku od tego ciała. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Nie mogłam ich powstrzymać. Po moim policzku spłynęło coś mokrego i słonego, czułam w ustach słony smak łez. Nawet nie zauważyłam, że płaczę. Gdy już myślałam, że już wszystko stracone, że nie da się go uratować, On podniósł głowę. Tak gwałtownie, że zaczerpnęłam tchu czując nieprzyjemny skurcz w środku. Siwowłosy wyciągnął pręt, po czym go zwinął i schował.
        - Mam nadzieję, że będziesz zadowolony. - mówił z uśmiechem.
Sama już nie wiedziałam, co było jawą a snem. Przed moimi oczami majaczyły czarne plamki, które zamazywały mi obraz. Przestałam już czuć ból w palach, które wbijałam w drewnianą ambonę, zdzierając sobie paznokcie do krwi. Z głuchym łoskotem upadłam na bok. Przez chwilę widziałam wykrzywioną w zadowoleniu twarzy kamiennego  Jashin'a. Widziałam jego upiorne oblicze a z jego ust spłynęła stróżka krwi. Tylko tyle dostrzegłam za nim znów zemdlałam.



***

Tak jak obiecałam rozdział pojawił się przed wrześniem. Trochę zajęło mi czasu napisanie go, dość opornie mi szło, ale udało się. Zapewne znajdą się błędy, ale nie mam sił ich poprawiać. Może za kilka dni dam rozdziały na resztę moich blogów. A kiedy następny rozdział? Mogę tylko powiedzieć, że jeśli go napiszę to go wstawię. To na tyle. Bye*.

2 komentarze:

  1. Zemdlała? Ale skąd tam się wziął do cholery wąż?! Hmm... Czyżby było by coś tu o ninja??? wczesniej byly shurikeny i w ogole... Itaś jest taki miły dla Sakury ;p hi hi No ciekawe, ciekawe ;p Notka światna ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. to podejrzane że Itachi jest AŻ tak miły dla sakury o.o Wyczuwam romans hohohho *o* albo chce ją przelecieć XD zemdlała... dobra okazja do ruchania! XD
    przepraszam nacpałam sie yaoi i wszędzie widzę penisy @___________@'''

    OdpowiedzUsuń