2013/07/20

Rozdział 1

Drzwi złowieszczo skrzypnęły, kiedy otworzyłam je na oścież, tym samym ukazując wnętrze budynku. Moim oczom ukazała się nieprzenikniona ciemność jaka panowała w pomieszczeniu. Nie dostrzegłam zarysu jakiejkolwiek rzeczy, która być może znajdowała się w środku. Wszystko tonęło w mroku, która nie przepuszczała ani odrobiny światła. Okna zakneblowane mocnymi deskami sprawiały, iż nie było z nich żadnego użytku. Nagle uderzył mnie nieprzyjemny zapach stęchlizny, pomieszany z wonią kurzu i innych obrzydliwych zapachów. Zmarszczyłam brwi. Wzięłam głęboki oddech, wpuszczając od płuc dawkę świeżego powietrza, którego było już coraz mniej. Bez zbędnych cenegierli podeszłam w stronę okna, gdzie przypuszczałam powinno być.
-Konohamaru! - zawołałam. Szatyn wyjrzał za drzwi, lecz nie myślał, by przekroczyć próg  domu. - Spróbuj zdjąć te deski.- zaproponowałam.
-Dobrze - odparł i już go nie było. Po omacku torowałam sobie drogę do otworu, przy okazji trącając jakiś przedmiot, który z hukiem upadł na ziemię.
-Coś się stało? - usłyszałam pytanie brata.
-Nie nic - oznajmiłam i odszukałam rękoma zasłony. Jednym, mocnym ruchem ściagnęłam stary gałgan, na którym osadziły się tony kurzu. Tumany kurzu otoczyły mnie, powodując nagły napad kaszlu.
Odrzuciłam z odrazą zasłonę i zakryłam ręką usta, aby szkodliwe pyłki nie dostały się do moich nozdrzy. Bezzwłocznie skierowałam się w stronę drzwi, chcąc aby kurz znów opadł na ziemię. Wyszłam na zewnątrz, tym samym zażywając świeżego powietrza. Odetchnęłam z ulgą.
-Sakura? - usłyszałam za sobą, odwróciłam głowę napotykając pytające spojrzenie czarnych tęczówek.-I jak? - Zignorowałam jego pytanie i spytałam:
-Uporałeś się z tym deskami? - Chłopczyk pokiwał głową, pokazując kawałek deski, którą trzymał w prawej dłoni.-To świetnie! - rzekłam - Poczekamy, aż się trochę uspokoi.
Odczekaliśmy kilka minut, po czym na powrót weszliśmy do domu.
Teraz mogłam lepiej przyjrzeć się wystrojowi owego pomieszczenia, które sugerowała, iż ktoś tu mieszkał bardzo dawno temu. Świadczyły o tym zżółkniałe, staromodne zasłony, które zerwałam. Mdły blask promieni słonecznych wpadał przez otwór okienny, padając na leżące drewniane krzesło bez jednej nogi. Moją uwagę przykuła podłoga, która wymagała gruntownego remontu. Gdzie nie gdzie widniały obszerne dziury, z których prawdopodobnie wydostawały się myszy. Zadrżałam na samą myśl o tym. Ogólnie wszystko nadaje się na nic i trzeba długich godzin a nawet dni, aby dom nadawał się do zamieszkania. Muszę podziękować facetowi, który załatwiła nam ten dom. Westchnęłam przeciągle i potarłam ręką czoło.
-Hm...nie wygląda to dobrze - odparł brązowowłosy, krzywo wpatrując się na wyposażenie kuchni.- Wolę już nasz stary dom - szepnął cicho. 'Nie wiesz jakbym chciała, aby tam zostać' pomyślałam smętnie. Lecz po wydarzeniach jakie się zdarzyły, nie chciała już tam nigdy wracać. Wciąż przed oczami mam ten straszliwy obraz, który śnił się mi po nocach. Po co jeszcze gorzej utrudniać sobie życie?
-Nie jest tak źle - powiedziałam entuzjastycznie. Brat spojrzał na mnie dziwnie, po czym znów zerknął na wnętrze pomieszczenia.
-Chyba żartujesz?! - Widać, że mu przeszło, gdyż powrócił do swojego normalnego tonu głosu. Nie musiałam go pocieszać, a dzięki temu jestem silniejsza.
-No to zabieramy się za sprzątanie?! - wykrzyknęłam zadowolona. Chłopczyk skrzywił się z niesmakiem.
-Muszę? - odparł, uśmiechając się słodko i patrząc na mnie swymi okrągłymi, błyszczącymi oczkami. 'Nie. Nie zabierzesz mnie' przemknęło mi przez myśl.
-Tak.- Podeszłam do jednej z toreb, która leżała bezwiednie koło drzwi, blisko kilku innych reklamówek. 'Teraz już wiem, po co Kiruja zakazała mi odpowiednio się przygotować'. Sięgnęłam do reklamówkę, gdzie wyjęłam potrzebne rzeczy czyli różne detergenty i kilka szmatek. Miałam tylko nadzieję, że w środku znajdziemy jakąś szczotkę, gdyż akurat tego nie kupiła. Kiruja była to kierowniczka Domu Dziecka, która zaopiekowała się nami po śmierci rodziców. To ona powiedziała, że nie muszę wraz z bratem przebywać w sierocińcu, wiedząc, że pewnego dnia nas rozdzielą. Mam siedemnaście lat, więc nie mogłam przejąć pełnej opieki prawnej nad bratem, ale nie mogłam dopuścić do tego, żeby nas rozdzielili. Więc po kilku prośbach, błaganiach Kiruja zgodziła się i pomogła mi.
Za jej pośrednictwem i wstawiennictwem uzyskałam od Sądu opiekę nad bratem. Musiałam wywiązywać się ze swoich obowiązków względem brata, gdyż wtedy by bym go straciła. Co miesiąc przyjeżdżał do mnie wysłannik z Sądu i Kiruja, aby zobaczyć jak się nam żyje, aby potem na podstawie wywnioskować, czy nadaje się na opiekuna. Muszę przyznać, że jakoś nam idzie. Choć czasami mnie to przerasta. Ale kiedy skończę 18 lat nie będę musiała się bać żadnego urzędasa i opieki.  Mam nadzieję, że wszystko pójdzie szybko i gładko, lecz teraz miałam inne zadanie do wykonania, a mianowicie w miarę swych możliwości posprzątać mieszkanie.
Dzierżąc w prawej dłoni płyn a w  lewej szmatkę wkroczyłam do domu, a moim jedynym celem było sprzątanie.

Nie wiem ile minęło czasu, ale miałam już dość. Ręce kompletnie mi zdrętwiały a nogi odmawiały posłuszeństwa. Usiadłam wyczerpana na drewnianym krześle, cicho dysząc. 'Nie wiedziałam, że mogę się tak zmęczyć sprzątaniem' pomyślałam, wycierając pot, który lśnił na moim czole. Spojrzałam z niechęciom na kuchnie, która choć trochę wyczyszczona, nie wyglądała zachwycająco. Nie było sensu dalej sprzątać tego miejsca. Potrzeba gruntownego remontu, aby to miejsce choć trochę przypominało dom. Za sobą usłyszałam ciche  skrzypienie podłogi. Już obok mnie zjawił się Konohamaru z ścierką w ręku. Jego ubranie było oblepione w pajęczynie, a pyłki kurzu osiadły bezwładnie na spodniach i bluzce. Bynajmniej nie przypomniał mi mojego brata.
-Tu jest okropnie! - jęknął i kichnął.
Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
-Wiem, że tu nie jest cudownie, ale musimy jakoś sobie poradzić. -  Brązowowłosy spojrzał na mnie zdziwiony, po czym spuścił głowę.
-Wiem... - wyszeptał i podszedł do mnie. - Nie rozumiem tego... - nagle mu się wyrwało. Utkwiłam w nim wzrok, który skrzętnie omijał. Stał, wypatrując czegoś po pomieszczeniu, kręcąc się niespokojnie w miejscu. Znieruchomiał i podążył do jednego z kątów, z którego wyciągnął taboret, schowany za dziurawym wiadrem. Wziął mebel do ręki i postawił go na przeciwko mnie. Usiadł wygonie na nim i wreszcie spojrzał mi prosto w oczy.
-Nie rozumiem czemu akurat przydarzyło się to nam?... - wyznał - Przecież rodzice nas kochali, czemu nas zostawili, samych...?...Widziałam jak mój brat zaciska mocno ręce na skrawku spodni z bezsilności. Wiedziałam, że o to spyta, lecz nie wiem co powiedzieć. Nie mogę wyznać mu tej okrutnej prawdy. Im mniej wie tym lepiej. Nie powinnam go okłamywać, lecz dla jego dobra niech myśli tak jak myśli. Nagle zrobiło mi się smutno, cała ta 'zabawa w domu' przestała być zabawna. Chciałabym, aby nic się nie wydarzyło i moglibyśmy spokojnie żyć dawnym życiem. Bo czegóż wtedy nam brakowało? Mieliśmy wspaniałych rodziców, własny mały domek, przyjaciół. A teraz nie mamy nic, prócz siebie. Czemu los potraktował nas tak okrutnie?  Dlaczego akurat nas? Od niedawna zaczęłam się zastanawiać, czy ten obraz idealnej rodziny czasem nie był oszustwem, jednym wielkim kłamstwem. Może działo się to już od dawna, lecz my tego nie dostrzegaliśmy?
-Czemu....?... - kolejny potok słów mojego brata, sprawił, iż coraz bardziej zaczęłam zagłębiać się w swoich myślach, które kołatały mi się w głowie. Nigdy nie wiedziałam, aby matka płakała, czy też wściekłego ojca. Czy to była tylko iluzja? Nagle dotarła do mnie myśl przerażająca, która sprawiła, iż zastygłam w bezruchu.
To była prawda. Przymknęłam powieki tylko na chwilę, gdyż poczułam, że czarnooki wpatruje się we mnie intensywnie, czekając na odpowiedź, której nie znałam. Na mych ustach pojawił się, niewielki uśmiech, po czym wstałam i mocno przytuliłam się do brata. Konohamaru zesztywniał, lecz po chwili z jego gardła wydobyło się ciche łkanie. Płakał. Czułam jego mokre łzy na bluzce, która zrobiła się lekko wilgotna. Nie znalazłam odpowiednich słów, aby wyrazić jak się czuje. Mam nadzieję, że ten gest, wystarczy, aby pocieszyć brata.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Tylko tyle mogłam powiedzieć. I przysięgłam sobie, że Konohamaru nigdy nie dowie się prawdy.
------------
Wiem, rozdziału długo nie było. Rozdział dość krótki i nudnawy, ale może od następnego będzie więcej akcji.
Nie wiem kiedy ukaże się rozdział 2 ale musicie na niego trochę poczekać. Pozdrawiam wszystkich czytających.

PS. Idąc za waszymi radami trochę poprawiłam rozdział.

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście, nie działo się tu nic wielkiego, ale to nic ;) Mam nadzieję, że w następnym rozdziale "coś" się ciekawego stanie. Jestem też bardzo ciekawa tej historii... dlaczego zostali sierotami, o co chodzi z tych ich rodzicami. Pozdrawiam.

    [uchiha-friends]

    OdpowiedzUsuń