Biegnę.
Ciężkie krople deszczu padają mi na twarz. Jestem mokra. Włosy przyklejone do
policzków. Biegnę. Wpadam w kałużę. Woda strzela niczym fontanna. Czuje wilgoć
w skarpetkach lecz nadal biegnę. Nagle przede mną wyłania się postać
Konohamaru. Ma zaciętą minę a oczy pozbawione blasku. Zaciska usta i krzyczy:
-Nienawidzę
Cię! – patrzy na mnie. – Brzydzę się tobą. – dodaje ciszej i odwraca głowę. Wyciągam rękę w jego
kierunku. Łapię go za ramie i zmuszam by
popatrzył na mnie. Krzyk zamiera mi w gardle. Mojego brata nie ma a pojawia się
Madara. Uśmiecha się szeroko a oczu świecą mu szkarłatem.
-Już
za późno, za późno... – powtarza mężczyzna. Krzyczę.
Budzę
się gwałtownie ze snu. Ciężko oddycham i walczę ze łzami, które płyną mi po
policzkach. To sen. To sen. Powtarzam. Nie pomaga. Jestem roztrzęsiona. Patrzę
w okno. Jest ciemno. Księżyc świeci na niebie. Powoli się uspokajam. Kładę się
na łóżku. Jestem zmęczona a poduszka
jest miękka niczym puch. Jednak nie zasypiam. Leże tak do rana.
Idę
wąską uliczką, która ma mnie doprowadzić do dzielnicy Kyou. Wychodzę i stroję
na skrzyżowaniu. Patrzę w prawo a potem w lewo. Jednak w prawo. Kolejna
uliczka, jeszcze jeden zakręt. Jest strasznie daleko. W końcu jestem. Patrzę
na rząd domów po obu stronach ulicy. Nie
spodziewałam się tego, lecz wiem, gdzie zmierzam. Szukam domu z ogródkiem. Idę
powoli i rozglądam się. Budowle są wykonane staromodnie, żadnego nowoczesnego
budownictwa. Nic. I to jest piękne. Przystaję i patrzę na kartkę, na której mam
adres. Zgadza się. Przełykam ślinę i wchodzę. Furtka cicho skrzypi. Idę brukowaną dróżką aż do samych drzwi. Pukam
i czekam. Drgam, gdy drzwi otwierają się.
Serce bije mi mocniej. W progu stoi Itachi. Nie wygląda za zdziwionego moją
osobą. Odwracam wzrok.
-Czy
jest Madara? – pytam i nie patrzę w jego oczy. Kiwa głową i wpuszcza mnie do
środka. Prowadzi mnie przez przedsionek
prosto do kuchni. Zauważam dyrektora,
Tobi’ego a także Sasuke. Nie spodziewałam się, że wszyscy tu będą. Jedzą
śniadanie. Jest dopiero ósma, trochę się pospieszyłam. Madara mnie dostrzega.
Nie wygląda na zaskoczonego.
-Wiesz,
która godzina? – pyta i upija łyk soku. Zauważam owsiankę, którą nie zjadł. Uchiha
wygląda na nie wyspanego. Pewnie miał zły sen.
-Musimy
porozmawiać. – Ignoruje jego wcześniejsze pytanie. Miesza w owsiance a na jego twarz wkradł się
grymas niezadowolenia.
-Powiedziałem
ci wszystko co miałem a teraz przychodzisz tu i żądasz rozmowy?- Nie podnosi
wzroku. Nie spodziewałam się, że będzie
tak oporny.
-Tak.
– Patrzy na mnie a jego oczy są czarne jak otchłań.
-Hm...
– Reszta milczy zajęta śniadaniem. Muszę
ciągnąć dalej rozmowę.
-Co
mogę zrobić by wrócić? – pytam cicho.
-Co
możesz zrobić? – Brunet pyta sam siebie i miesza owsiankę łyżką. – Cóż. Miałaś
szansę ale... - Wzdycha. – Las Śmierci
był dla was testem, który przenosi was na inny poziom. –Nie rozumiem tego co
mówi. – W naszym świecie obowiązują pewne...rangi. Jest uczeń akademii ninja,
chunin, junin...Wszyscy, którzy ukończyli test są chuninami a ty?..Cóż. Tak
naprawdę powinnaś chodzić do jednej klasy z bratem ale zważywszy na twój wiek
postanowiłem cię awansować...ale nic z tego nie wyszło. – mówi i patrzy na
talerz. –Możesz wrócić. – Odetchnęłam z ulgą. Mam szanse. – Ale... już nie
będziesz uczęszczać z rówieśnikami niestety...Za rok odbędzie się test i będziesz mogła wtedy
przenieś się na wyższy poziom, jeśli zdasz. Będziesz musiała się sama przygotować do próby
bo nikt ci w tym nie pomoże...nawet nie musisz chodzić do szkoły. Dla jednej
osoby nie będę organizować zajęć. – Mam mętlik w głowie. Jestem rozczarowana. –
To wszystko. Do widzenia. – Wiem, że to koniec kazania. Przygryzam lekko wargę
i kiwam głową. Odwracam się i żegnam się. Itachi odprowadza mnie do drzwi. Czuje się źle. Mam szanse jednak nie mogę
wrócić. To jest nie fair. Jednak... Wychodzę za próg. Chłopak milczy. Pewnie
mnie nienawidzi.
-Przepraszam.
- mówię i znikam za furtką. Czuję, że brunet się uśmiecha.
Jestem
zła a także smutna. Idę i patrzę we
własne buty. Cicho wzdycham. Czeka mnie
ciężki dzień. Podnoszę głowę. Lecz nie poddam się i jestem gotowa walczyć.
Uśmiecham się lekko.
Następnego
dnia idę do szkoły zabrać swoje rzeczy. Stoję przy szafce i wyjmuje ciężkie
książki i pakuje do torby. Czuje ciężar na sercu. Patrzę w głąb korytarza i nie wiem czym się
kieruje. Idę prosto do gabinetu pielęgniarki. Pukam i wchodzę do pomieszczenia.
Tsunade siedzi na krześle i przegląda dokumenty.
-Sakura?
Co cię tu sprowadza? – pyta. Otwieram usta lecz nie wiem co powiedzieć. Szybko
je zamykam. Stoję przez chwilę w
milczeniu. – Ja... chciałam podziękować
za opiekę... – Głupio to zabrzmiało. Blondynka cicho wzdycha.
-Może
usiądziesz? – proponuje. Kiwam głową i siadam na drugim krześle. – Widzę, że
masz problem.
-No
tak.. – Widocznie już wszyscy o tym wiedzą.
-Mogłabym
ci pomóc. – Podnoszę wzrok i patrzę na bursztynooką. – Jestem medic-ninja i
przydałby mi się pomoc. Nauczyłabym cię technik leczenia. - „Technik”
– jak to dziwnie brzmi. – A za rok bez problemu zdasz. – Nasuwa mi się wiele pytań. Pojawia
się idealne rozwiązanie ale czy ja tego chce?
-Ale
ja chyba...
-Myślę,
że się nadajesz. Po za tym, czy to nie twoje marzenie? – pyta z uśmiechem. Patrzę
na nią zdziwiona. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam bo to trochę głupie... takie
niewinne marzenie. – To jak zgadzasz się?
-Tak.
- Uśmiecham się. I wiem, że dobrze wybrałam. Po chwili wychodzę i udaje się do internatu. Nagle zatrzymuje się i
patrzę na budynek obok. Postanawiam tam iść.
Zauważam go za nim on widzi
mnie. Jest z przyjaciółmi.
-Konohamaru?
– pytam. Patrzy w moją stronę. Nie mogę nic wyczytać z jego oczu. – Możemy
porozmawiać? – Kiwa głową choć niechętnie.
-To
my zobaczymy się później. - mówi Moegi i
wraz z kolegę odchodzą. Stoimy, wpatrzeni w siebie. Muszę zacząć, jednak nie
wiem co powiedzieć.
-Przepraszam.
– Mój brat patrzy na mnie. – Przepraszam, że tak powiedziałam. Ja....to było dla
mnie ciężkie. Wiem, że nie powinnam tak mówić. Przepraszam. – Milczymy.
Brązowowłosy nie mówi nic. I boję się, że już więcej nic nie powie. Czuje jak gulda
rośnie mi w gardle. Czarnooki uśmiecha się lekko.
-Spoko.
– I robi coś czego się nie spodziewam. Podbiega i przytula się do mnie, na
jedną, krótką chwilę, wystarczającą. Patrzy na mnie. – Jesteśmy rodzeństwem i
powinniśmy się trzymać razem. – Przeczesuje mu dłonią włosy. Jestem szczęśliwa,
że uważa mnie za swoją siostrę.
-Pewnie.
–uśmiecham się. – Muszę lecieć, mam lekcję, ale zobaczymy się później?
-Tak. – Oddala się i znika za rogiem.
Uśmiecham
się i idę w stronę internatu. Pierwszy raz od bardzo dawna jestem szczęśliwa i
to naprawdę. Może nie będzie tak źle. Może się wszystko ułoży. Może spełnię
marzenia.
*
Rozdział krótki. Możliwe, że za kilka dni pojawi się kolejny rozdział. Pozdrawiam.
Nareszcie Sakura wzięła się w garść :) zapraszam do mnie: http://moresensethanyesterday.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń